wtorek, 30 grudnia 2014

Wyjazdy- powroty

Po tygodniu spędzonym w domu przyszedł czas na wyjazd/powrót.

Święta minęły w cudownej, rodzinnej atmosferze wypełnionej śmiechem i narzekaniem na niezimową pogodę. Dobrze było znów posiedzieć z rodzicami, poopowiadać im co u mnie, usłyszeć co u nich, spędzić czas z siostrą i jeszcze wyłuskać parę chwil dla przyjaciół.
Drugiego dnia Świąt tradycyjnie już  wybraliśmy się na świąteczny jarmark do Krakowa, a także zobaczyć żywą szopkę u franciszkanów i krakowską szopkę. Wtedy już pogoda dopisała- śnieg zaczął padać z samego rana, więc choć trochę "magii" udało się złapać. Dzień przed wyjazdem miałam takie poczucie, że jednak tydzień to za mało, i że przydałyby mi się tam jeszcze ze dwa dni. Zwłaszcza, że Polskę zobaczę znowu dopiero w lipcu. Ale cóż- klamka zapadła. Torby spakowane, wszystko gotowe, Aneta przyjechała, żeby u mnie przenocować przed wyjazdem, trza się zbierać do Rumunii.

Tym razem zmieniłyśmy środek transportu.
__________________________________________________________________________

I tutaj będzie przerywnik- SHORT STORY O POWROCIE DO POLSKI, BO CHYBA NIE BYŁO:
Otóż powrót do Polski wyglądał tak, że wsiadłyśmy w pociąg Bukareszt-Budapeszt w piątek, 19.12 o 5.45. Spędziłyśmy w rzeczonym pociągu kilkanaście godzin i w okolicach 19.00 wylądowałyśmy w Madziarskiej stolicy. Tam okazało się, że biletów na pociąg do Krakowa o 20.00 już nie zdążymy kupić, zresztą, wolałyśmy autokar, bo taniej i szybciej. No to pojechałyśmy na dworzec autobusowy, okazało się, że autokar do Krakowa JEST, NASTĘPNEGO DNIA O 6.30 RANO! Alleluja!
Spędziłyśmy półtorej godziny szukając hostelu, który, wedle "Internetów" miał być blisko dworca, ale go nie było. Ostatecznie pojechałyśmy do centrum i tam znalazłyśmy hostel. Rano zerwałyśmy się znów przed świtem, tylko po to, by na dworcu pani nas poinformowała, że biletów na ten autokar już nie ma.
-A kiedy następny?
-W środę.
Ups. No to znów na dworzec kolejowy i jednak pociąg o 20.00. To oznaczało, że mamy cały dzień w Budapeszcie! Postanowiłyśmy tego nie zmarnować. Budapeszt to jedno z moich ulubionych miast, więc z ogromną radością zwiedziłam go po raz kolejny. Tu zdjęcia!
Do domu dotarłyśmy ostatecznie w niedzielę rano. Niespodziankę udało się zrobić, rodzice się zdziwili, że już jestem :)
KONIEC SHORT STORY O POWROCIE DO DOMU.
____________________________________________________________________________

A zatem tym razem transport udał nam się dużo lepiej- mój przyjaciel Michał postanowił mnie odwieźć. I przy okazji przyjechać z dwójką przyjaciół- Tomkiem i Justyną, na Sylwestra. No to spakowaliśmy się w piątkę do auta i ruszyliśmy w trasę. Po drodze zdecydowaliśmy się na nocleg w całkiem sympatycznym hostelu w Cluj-Napoca. Następnego dnia mieliśmy wyruszyć z samego rana, pomni, że czeka nas trudna droga przez góry a śnieg pada nieprzerwanie już od jakiegoś czasu...

"Samo rano" okazało się być 10.00. Samo skrobanie auta trochę nam zajęło. No, ale w końcu się udało i znów w komplecie ruszyliśmy na dalszy ciąg trasy.
Widoki po drodze- nieziemskie. Zdjęć oczywiście brak, Po części z braku aparatu, po części z braku możliwości zatrzymania się, by złapać dobre ujęcie. A kto by złapał dobre ujęcie przez ośnieżoną szybę w czasie jazdy?...

I w końcu- o 19 (rumuńskiego czasu) dotarliśmy do domu!

Już jadąc przez Bukareszt zaczęłyśmy z Anetą piszczeć z radości. Mimo poczucia, że chciałoby się jeszcze kilka dni w Polsce spędzić, mimo świadomości, że tym razem przyjechałyśmy faktycznie na długo... Wyjazd z domu okazał się być też powrotem do domu... tego drugiego, rumuńskiego.

Powitania, uściski, zapoznawanie naszych gości z naszymi hiszpańskimi chłopakami. Zajadanie się przywiezionym zarówno z Polski, jak i z Hiszpanii prowiantem... Znów pierwszy dzień. Tym razem trochę inny, bo już ze świadomością, że przyjeżdżamy do czegoś znajomego. No i znów spanie w moim pokoju, w moim łóżku. Bo wszystko, co jest tutaj, już jest w jakiś sposób "moje".

A teraz, rano. Rano, znaczy znów grubo po 10.00. Ale co tam- jeszcze mamy wakacje. Poza tym dwa dni siedzenia w samochodzie trzeba odespać!
A zatem rano- kawka z ekspresu w ulubionym maleńkim kubeczku z Transylwanii, grzanki z piekarnika zapalanego świeczką, cisza w mieszkaniu, bo wszyscy jeszcze śpią. Śnieg sypiący za oknem. Wszystko tak, jak trzeba. Wróciłam. Przygoda rozpoczyna się od nowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz