Przede wszystkim- Dragobete. 24 lutego, Dzień Zakochanych. Legenda mówi, że Dragobete był młodzieńcem zacnym i przystojnym. Znalazł sobie cudowną małżonkę, której jednak nie polubiła jego matka (Ah, te teściowe...). Dała więc dziewczynie czarną wełnę i nakazała prać ją w rzece, aż wybieleje- bez tego może nie wracać do domu. Cwany plan na pozbycie się synowej! Było to wszak niemożliwe, ale wkroczyła MAGIA! Dziewczyna zdesperowana siedziała nad tą rzeką i ręce sobie po łokcie zdzierała usiłując wyprać tę przeklętą czarną wełnę. Aż przyszła do niej Pani Wiosna i podarowała jej czerwoną różę. Z pomocą tej róży udało się wybielić motek. Dziewczyna w podskokach wróciła do domu, teściowa oczywiście zażądała wyjaśnień. Z początku nie mogła uwierzyć w historię z Panią Wiosną, ale w końcu poddała się...
Tu zasadniczo dość płynnie przechodzimy do 28 lutego, czyli Baba Dochia. Baba Dochia to właśnie matka Dragobete. Legendy są ze sobą połączone i nie sposób opowiedzieć jedną bez drugiej. Gdy więc Teściowa/ Baba Dochia usłyszała, że nadeszła wiosna (w postaci Pani Wiosny z różą), postanowiła wyprowadzić swoje owce w góry. Ubrała na siebie 12 płaszczy (no, bo 12 miesięcy w roku, toż to oczywiste ;)) i poszła ze swymi owcami. Po drodze zrobiło jej się ciepło, więc zrzucała kożuchy jeden po drugim. Gdy doszła na górę, powiało mrozem i zamarzła. Zdaje się, że gdzieś w górach Rumunii są takie wielkie kamulce i mówi się, że to właśnie zamarznięta Baba Dochia i jej trzoda.
Pierwszy Dzień Wiosny świętuje się tutaj pierwszego marca. Legenda stoi za tym bardzo prosta. Z początkiem wiosny Słońce postanowiło zejść na ziemię i trochę się zabawić. Wypatrzył je Potwór- Aegor, który postanowił je porwać. Na szczęście pojawił się również Bohater. W walce z Potworem zranił go i czerwona krew spadła na biały śnieg. Stąd tradycyjne barwy Pierwszego Dnia Wiosny.
Co się robi na 1 marca? Włóczkowe lub wełniane laleczki, białe i czerwone, oczywiście. Oraz bransoletki zwane Martisorami (czyt. Marciszor :)). Bransoletka też koniecznie musi być czerwono-biała! Zaplata się ją najzwyczajniej w świecie, chyba, że ktoś umie robić cuda włóczkowo-mulinowe to też mile widziane :)
Co się z taką Martisorą robi? Generalnie się ją komuś daje w prezencie, ale i tutaj tradycje są dużo bardziej rozbudowane. Otóż chłopak powinien wybrance taką bransoletkę podarować i własnoręcznie zawiązać na nadgarstku. Na trzy supełki - każdy supełek to jedno życzenie dziewczyny. 8 marca (Dzień Kobiet, ale i Dzień Matki), bransoletkę chłopak musi zerwać używając do tego małego palca - o dziwo, tradycja nie mówi której ręki. Para razem powinna powiesić Martisor na gałęzi owocowego drzewa, by ich miłość kwitła i dojrzewała, jak to drzewo właśnie.
Ale to nie koniec! Między 1 a 10 marca należy wybrać dzień, zgodnie ze swoją datą urodzin (liczy się tylko dzień, nie miesiąc, ani nie rok! W przypadku dat dwucyfrowych dodajemy cyfry do siebie, np. jeśli ktoś urodził się 11 dnia miesiąca, będzie to 2, jeśli ktoś urodził się 18, będzie do 9 i tak dalej...). W dniu, który nam przypada obserwujemy bacznie pogodę - jaka będzie pogoda tego dnia, taki będzie nastrój Twojej duszy przez cały rok.
OD RAZU MÓWIĘ! Te bransoletki zrobiłyśmy z dziećmi w ramach warsztatów w bibliotece ;)
Nasza Specjalistka ds. Języka Rumuńskiego, Anca, uznała, że Dragobete to taki "odgrzewany kotlet"- przez setki lat nikt się tym nie zajmował, ale gdy Walentynki zrobiły się modne, nagle cały kraj postanowił wrócić do dawnej tradycji, żeby mieć coś "swojego". Może i tak jest, nie mnie to oceniać. Z pewnością da się na tym zrobić biznes. Już od kilku dni w przejściach podziemnych, przy stacjach metra i gdzie tylko się da stoją zatrważające ilości stoisk z wisiorkami, bransoletkami i masą innych ozdób- ot, typowo odpustowa masa absolutnie wszystkiego, byle by było choć delikatnie związane z tematem święta...