poniedziałek, 22 grudnia 2014

Już z Polski a myślami jeszcze trochę w Rumunii

Tuż przed wyjazdem zetknęłam się z czymś, co postanowiłam bezsprzecznie opisać. Jednakże, w przedwyjazdowym zakręceniu nie było szans na to, by usiąść do komputera i pokłapać spokojnie w klawiaturę, toteż nadrabiam zaległości teraz.

UWAGA! Tylko dla czytelników o mocnych nerwach, albo bardzo słabej wyobraźni!
Mimo, że zdjęć brak. Bo prawa Murphy'ego oczywiście działają bezsprzecznie, więc nie miałam czym uwiecznić nagłego ataku interesujących elementów lokalnej kultury.

W czwartek poszłam na targ znajdujący się w pobliżu naszego domu w poszukiwaniu spożywczych prezentów świątecznych. Targ składa się z części na otwartym powietrzu, gdzie najczęściej są do kupienia owoce i warzywa, a obecnie- także choinki, oraz z części zamkniętej- ogromnej hali, gdzie można kupić mięso, sery, czy pieczywo. 
Oczywiście pieczywo i sery są tam niezależnie od pory roku. I to dobre- domowe. Większość serów jest z owczego lub krowiego mleka, zdarzają się też mieszane. Najlepsze są te kruche i słone- przypominają naszą bryndzę. Jako miłośniczka tego typu przysmaków stwierdzam, że trafiłam do raju ;) Oprócz wielkich serowych bloków na straganach są też wanienki pełne domowej śmietany i masła- prawdziwe rarytasy. Jednak to, co w grudniu króluje na targowisku to WIEPRZOWINKA. I to właśnie było dla mnie najciekawsze do zobaczenia tamtego dnia. 

W Rumunii na święta tradycyjnie ubija się świniaka. I ze świniaka zjada się wszystko, co tylko się da. Także w okresie przedświątecznym to własnie wieprzowina królowała na straganach targu. Widok jest niesamowity, ale może być też trochę odrzucający. Bo towar naprawdę składa się ze WSZYSTKIEGO- są oczywiście standardowe kawały mięsa i połcie słoniny, ale też wiszące za ladą półtusze, świńskie kopytka, uszka, golonki. Ale to nie koniec. Przez lady leżą przewieszone kilometry jelit, niektóre z nich napompowane, żeby pokazać jaką czadową kiszkę da się zrobić. I pozwijane, gumiaste paski... świńskiej skóry, która stanowi tam niesamowity przysmak (aczkolwiek w mojej opinii jest łykowata i bez smaku...).

Tam się świąteczna świnka nie marnuje. U nas można przed świętami znaleźć pływające w basenikach karpie, u nich- sfragmentaryzowane wieprzki. Na tydzień przed Bożym Narodzeniem tłumy na targowisku były niesamowite, ciężko było przejść. Najwyraźniej tradycji starają się dochować wszyscy, a przynajmniej baaaardzo wielu ludzi :)

Nie mogę odżałować, że nie miałam aparatu, z drugiej strony- wszystko to mimo wszystko wyglądało mało apetycznie, więc może to i lepiej...


Tymczasem jestem już w Polsce, więc chwilowo Rumunię zostawiam nieco na boku- czekają mnie jeszcze przedświąteczne porządki, zakupy, szał spotkań z przyjaciółmi :)

Wam życzę, by ten czas był radosny i spokojny, spędzony wśród ukochanych osób.

A życzenia na Nowy Rok będę mogła znów złożyć z Bukaresztu! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz