Te zdjęcia zrobiliśmy w czasie warsztatu "Photovoice". Naszym zadaniem było w ciągu trzech godzin zrobić zdjęcia i wymyślić do nich podpisy- jakiś przekaz związany z tematem. A temat- "United in Diversity", czyli Zjednoczeni w Różnorodności. Zadziwiło mnie, jak ludzie mówiący różnymi językami, pochodzący z różnych kultur i w dodatku mając tak ograniczony czas mogą wykazać się tak niesamowitą kreatywnością. Podobnie było na warsztacie filmowym- również w niedługim czasie czterem grupkom udało się stworzyć superprodukcje na ten sam temat. Cztery różne punkty widzenia, wszystkie zbudowane wspólnymi, międzynarodowymi siłami. Nigdy mnie takie rzeczy nie przestaną zachwycać...
Do domu wróciłam prosto na moją imprezę urodzinową- delikatnie opóźnioną, ale kto by się przejmował. W salonie zastałam balony na suficie i stado ludzi- nie tylko moich współlokatorów, ale też przyjaciół- innych wolontariuszy, którzy mieszkają w Craiovej i wpadli w odwiedziny. Po wstępnej posiadówie z ciastem i laurkami w siedmiu językach wyruszyliśmy na część właściwą imprezy, czyli bailando do białego rana (co o tej porze roku oznacza godzinę, gdy normalni ludzie piją kawę i wyprowadzają psy na spacer). I choć przykro mi było, że wymiana w Horezu się skończyła i musiałam pożegnać nowych przyjaciół, nie dało się nie pomyśleć "Home, sweet home"...
Wracam więc do codzienności- do przygotowywania lekcji, zajęć w szkole, lekcji rumuńskiego i konieczności gotowania sobie samemu w mieszkaniu. Jest zimno i naprawdę listopadowo, tylko czekam na śnieg. Nasze mieszkanie zrobiło się dość szalonym tworem, gdzie co chwilę ktoś nocuje, wpada w odwiedziny, przychodzi i je z nami kolację, a potem po niej zmywa, wpada na weekend... Podoba mi się to. Taki prawdziwie otwarty dom, z mnóstwem przyjaciół dookoła. I mam nadzieję, że tak pozostanie. Bo gdy się jest daleko od domu, przyjaciele są ważni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz