To zdanie prześladuje nas przez ostatnie dni. Wszyscy nam to mówią. I do nas też zaczyna docierać. Coś się kończy. Kończy się nasz EVS. Zajęć nie mamy w sumie już od dawna. Ale wciąż jesteśmy tu. Wciąż mamy do uzupełnienia rozliczenie finansowe z pobytu tutaj, wciąż musimy dokończyć parę drobiazgów. Pomału zdajemy sobie sprawę, że to ostatnie dni, które spędzamy razem. Dlatego staramy się je wykorzystać na maksa. W sobotę zaprosiliśmy mnóstwo znajomych i zrobiliśmy ostatnią dużą imprezę. Wczoraj koordynator projektu zaprosił nas na nieformalne zakończenie przy piwie na Starym Mieście, a w najbliższą sobotę rano będziemy mieć też oficjalną ewaluację. Jutro idziemy do bukareskiego parku wodnego. W czwartek część ekipy chyba po raz ostatni pojedzie do Brasov...
W niedzielę mieliśmy ostatnie grupowe spotkanie z mentorami. Raz na jakiś czas takie spotkania się odbywały. Mieliśmy okazję ponarzekać na organizację, dowiedzieć się co robić w przypadku problemów, poznać się lepiej, popracować nad naszą pracą w grupie, pochwalić się czymś dobrym... Wczorajsze spotkanie było rodzajem naszej prywatnej ewaluacji. Wróciliśmy do momentu sprzed roku, przed przyjazdem tutaj i staraliśmy się przeanalizować, co się zmieniło. Czego się nauczyliśmy. Jak my ewoluowaliśmy. Swoją wizualizację "ścieżki" z papierów, rysunków, obrazków do Dixita i innych drobiazgów zakończyłam domkiem i stwierdzeniem, że doszłam do momentu, gdzie Rumunia stała się moim drugim domem.
Dostaliśmy też nasze listy sprzed ośmiu miesięcy. Na początku pobytu tutaj mentorzy poprosili nas, żebyśmy napisali list do siebie, którzy oni przechowają i oddadzą nam pod koniec projektu. Ciekawie było przeczytać, co myślałam wtedy. Jakie miałam nadzieje, spostrzeżenia, wrażenia. Dochodzę do wniosku, że chyba raz na pół roku albo raz na rok będę taki list do siebie pisać i wracać do niego po wyznaczonym czasie. Spojrzenie wstecz na swoją perspektywę w ten sposób daje naprawdę dobry obraz, tego, kim byliśmy wcześniej... Najciekawsze jest to, że w tym liście napisałam: "Kto wie, może za te dziewięć miesięcy Rumunia stanie się Twoim drugim domem..."
Dla mnie te wszystkie "ostatnie" wyglądają inaczej. Nie mam poczucia, że już za kilka dni będę w domu. Nie czuję tego strachu połączonego z podekscytowaniem - co mnie czeka w Polsce, wreszcie zobaczę rodzinę i znajomych. Trochę mi tego brakuje. Widząc, jak reszta ekipy się zachowuje, zaczynam naprawdę tęsknić za krajem i chciałabym pojechać do Polski choć na kilka dni...
Dla mnie perspektywa zmiany jest inna. Już za tydzień zacznę pracować. Będę się przeprowadzać. Wszyscy moi najbliżsi tutaj przyjaciele wyjadą. Zacznie się prawdziwe życie w Rumunii- nie w tak bardzo międzynarodowym towarzystwie, bardziej na własną rękę. Czasem mnie to cieszy, czasem przeraża. Ale wierzę, że będzie dobrze. Mam bardzo dużo nadziei...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz