Dziś będzie krótko, szybko i o jednej rzeczy.
Jeszcze przed przyjazdem tutaj przegrzebałam Internet w poszukiwaniu polskiej Mszy Św. w Bukareszcie. Jestem katoliczką, zależało mi więc, by przez te wszystkie miesiące tutaj też móc uczestniczyć w nabożeństwach. Znalazłam informację, że owszem, taka Msza jest. Po przyjeździe odnalazłam odpowiedni kościół. Świetnie, blisko mieszkania!
Dziś, w pierwszą niedzielę mojego pobytu tutaj, zebrałam swoje zwłoki o świcie, czyli o 11.00 i wyruszyłam do kościółka. Gdy tylko tam weszłam, pomyślałam- rany, jak w domu. Chodzi o to, że większość świątyń tutaj to prawosławne cerkwie, kościołów katolickich nie jest wiele. Bardzo lubię cerkwie, są absolutnie przepiękne, ale miło zajrzeć do katolickiego kościoła. Ludzie pomału się schodzili. Wszyscy witali się ze sobą, uśmiechali. Około 50 osób- niewielka wspólnotka. Widać jednak, że działa prężnie i jest ze sobą zżyta. Ksiądz wyszedł na kilka minut przed mszą, rozglądając się za kimś, kto przeczyta czytanie. Na ogłoszeniach duszpasterskich poruszał sprawy bliskie ludziom, trochę jak w rodzinie, która omawia plany na weekend... Miałam o wiele silniejsze niż zwykle poczucie, że Kościół naprawdę jest wspólnotą.
Po mszy postanowiłam pójść do zakrystii, żeby się przedstawić i przywitać. Zostałam przyjęta bardzo ciepło, zasypana informacjami, ale też pytaniami, choćby "Masz gdzie mieszkać?". Troska ogromna. Od razu padło też pytanie, czy byłabym chętna kiedyś przeczytać czytanie albo zaśpiewać psalm. Od razu zostałam też przedstawiona chłopakowi prowadzącemu śpiew na nabożeństwie, a on zaprosił mnie na próbę. W ciągu minuty stałam się częścią wspólnoty. I, co ważne, natychmiast poczułam się lepiej. Dobrze wiedzieć, że w kompletnie obcym mieście jest jakaś grupa, do której można się zwrócić. To sprawia, że czujesz się bezpieczniej. Ot, socjologia...
Polscy katolicy to, zdaje się, pewien fenomen na świecie. Gdziekolwiek się nie ruszę, niemal zawsze da się znaleźć polską mszę, polską parafię, jakąś wspólnotę. W jakiś sposób to niesamowite, że mimo laicyzacji, o której tyle się mówi, wiara nadal jest czymś tak ważnym dla ludzi, dla emigrantów. Czymś, co łączy i daje poczucie przynależności.
I cieszę się, że tam trafiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz