sobota, 11 lipca 2015

Rumunia- z czym to się je?, cz. 1.

Słowo wyjaśnienia:

Choć blog w założeniu miał być o moim życiu tu i o różnościach rumuńskich, do tej pory skupiałam się bardziej na przeżyciach związanych z wolontariatem. Teraz, gdy projekt się skończył, a moja nowa praca nie będzie pasjonująca na tyle, żeby się o niej rozpisywać, myślę, że będą się tu pojawiać głównie notatki o Rumunii i Bukareszcie. Zapewne jakoś podzielone tematycznie- język, kulinaria, miejsca… Zobaczymy, co jeszcze. Wciąż odkrywam Rumunię i Ona wciąż mnie zaskakuje.

Wszelkie sugestie mile widziane, e-mail: pojechaładorumunii@gmail.com

„Nie wiem dlaczego, ale kiedy podróżuje się po obcych krajach, to po powrocie ludzie przede wszystkim pytają: >Co tam jadłeś?<. Sam też o to zwykle pytam. To tak, jakby kulinarne odmienności najwięcej mówiły o obcej kulturze. Zresztą może i tak jest.”
Jarosław Grzędowicz, „Pan lodowego ogrodu”

No, to zaczynamy od sekcji kulinarnej. Chyba rzeczywiście tak jest, że jedzenie jest jednym z najistotniejszych wyznaczników kultury. Może też dlatego, że jest kwestią dość kluczową dla egzystencji i rzeczą na ogół ogólnodostępną. Ciężko zamknąć to w jednej notatce, więc myślę, że temat spożywczy będzie się tu przewijał często.

Zaczniemy od piekarni. Kiedyś już wspominałam, że Rumunia obfituje w piekarnie otwarte przez cały dzień, aż do wieczora. Można tam kupić wiele różnych rzeczy i to najczęściej wcale nie pieczywo w tradycyjnym tego słowa znaczeniu - czyt. chleby i bułki. Zależnie od tego, czego możemy się spodziewać w danej piekarni, znajdziemy je pod różnymi nazwami:
  •        Brutarie – tradycyjna piekarnia, często będzie z dopiskiem „la cuptor de lemn”, co znaczy, że mają drewniany piec, w którym produkują swoje wyroby,
  •         Patiserie – ciastkarnia,
  •         Gogoserie – pączkarnia,
  •         Covrigarie – obwarzankarnia (???), czyli tam będzie można kupić wszelkiej maści precle i obwarzanki.

Bardzo często Patiserie, gogoserie i covrigarie występują razem, czyli w jednej takiej piekarni można kupić wszystkiego po trochu.
Jeśli chodzi o „normalne” pieczywo, to są oczywiście chleby krojone, niekrojone, tostowe, pakowane, wypiekane na miejscu, wielozbożowe, z ziarenkami, są bułki, bagietki i wszystkie inne tego typu. Jak w Polsce, nie ma co się nad tym szczególnie rozwodzić.
Natomiast we wszystkich pozostałych „eriach” można znaleźć prawdziwe rarytasy.
1.       

                       1. Placinta – czyli po prostu ciasto.

Placinta jest ciastem które jakoś mi przypomina francuskie, ale jest jakby bardziej puchate. Kiedyś się dowiem, jak się to robi, wtedy dam Wam znać konkretnie i pewnie się okaże, że ani z francuskim ani z puchatym nie ma to nic wspólnego…
Z placintą jak z ludźmi- liczy się to, co ma w środku. A w środku może mieć dużo różnych rzeczy.


Placinta cu branza sarata jest ze słonym białym serem. Cu branza dulce jest z serem słodkim. Może być też cu branza si stafide, a to znaczy, że w pakiecie do sera dostaniemy rodzynki. Cu mere to z jabłkiem, a cu sunca to z szynką. Placinty bywają słodkie, bądź wytrawne, co, kto woli. Kosztuje od 2 do 4 lei, zależnie od miejsca i dodatków. Można się najeść.

                      2.  Covrig

Czyli po prostu precel.  Albo obwarzanek, zależy, w którym regionie Polski jesteś.

Rumuńskie precle nie są okrągłe, jak te, do którym przywykłam w Krakowie. Takie zdarzają się rzadko. Tutejsze covrigi mają kształt… no cóż, ironiczne jest to, że mają kształt precla. Takiego zawiniętego. Takie standardowe występują w wersji cu mac- z makiem, cu susan- z sezamem, cu seminte- z ziarnami (jakimiś innymi niż mak i sezam… mogą to być na przykład pestki z dyni), cu cascaval- z żółtym serem.



Istnieją też covrigi nadziewane. Te są okrągłe, bez ziarenek na wierzchu, gładkie i w środku mogą mieć wanilię, czekoladę, albo dżem owocowy. Wanilia to vanilie, czekolada – ciocolata (a to niespodzianka), a jeśli chodzi o owoce, to najczęściej może się pojawić fructe de padure lub zmeura lub visine, czyli owoce leśne lub maliny lub wiśnie.

Koszt – od  1 do 2,5 lei. Polecam na przekąskę albo drugie śniadanie.
Covrigi można też dostać w formie paczek malutkich precelków, w supermarketach. Te są raczej chrupkie i twarde, mniej „pieczywowate”.


                                       3.  Gogoașa

Na półce sklepowej widnieć będzie jako gogoși, bo tak brzmi liczba mnoga. Gogosi to pączki. Wspominałam o nich przy okazji Tłustego Czwartku. Istnieją zasadniczo w dwóch odmianach- nadziane, albo nie. Nienadziane nazywają się zwyczajnie simplu i mają formę zawiniętego wałeczka. Nadziane najczęściej są w kształcie pieroga i w środku mogą być wypchane czekoladą, wanilią, owocami lub serem w wersji słonej lub słodkiej. Jeśli zamawiacie gogoasę, prawdopodobnie pani w piekarni zapyta: „Cu zahar?”, czyli, czy chcecie z cukrem pudrem.  I, o dziwo, nawet te ze słonym serem smakują rewelacyjnie, jeśli się je utapla w słodkiej posypce!

Koszt- od 1 do 3 lei.






Na razie tyle. Myślę, że temat będzie się rozwijał, rumuńska kuchnia, mimo, że podobna do polskiej jest szalenie ciekawa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz