O Rumunii stereotypów jest mnóstwo, o tym nawet nie muszę mówić. Sami wiecie. Otóż, pierwsza i najważniejsza rzecz, która jakoś mi pasuje do tematu.
RUMUNI I CYGANIE TO NIE JEST JEDNO I TO SAMO!!!
I ja Was bardzo proszę, żebyście to sobie zapamiętali. To jest pierwsza i najważniejsza rzecz.
Chodzi o to, że Romów tu jest dużo, owszem, ale nie można utożsamiać jednej grupy z drugą. Naród rumuński w zasadzie cierpi (nie tylko w Polsce, w całej Europie) ze względu właśnie na rozpowszechniony stereotyp. Mój przyjaciel, Andrei, mówił mi, że niejednokrotnie w międzynarodowym towarzystwie, gdy wszyscy się przedstawiali i mówili skąd są, część ludzi brała go na dystans po usłyszeniu "I'm from Romania". Wszystko przez stereotypy.
Nie o tym jednak miałam w zasadzie pisać. Poniekąd jest to związane z tematem, bo rzeczywiście część osób żebrzących to Romowie, ale nie wszyscy, a nawet chyba bym nie powiedziała, że większość. Generalnie proszących o pieniądze, czy jedzenie jest mnóstwo. Dzieci, bezdomni, matki z maluchami na rękach, chorzy, osoby na wózkach, staruszki... Można ich spotkać wszędzie, każdego dnia. Pamiętacie głośny dość tekst "Dlaczego żebracy trzymają śpiące dziecko?" O mafii, zorganizowanych gangach i tak dalej? Z tego, co się dowiedzieliśmy, tutaj w dużej mierze jest podobnie. Czasem da się zauważyć, że kilka osób żebrzących zazwyczaj w różnych punktach jednego skrzyżowania, stoi razem i o czymś rozprawia. Może po prostu się znają, w końcu stoją całymi dniami w jednym miejscu. Ale gdzieś tam zapala się żarówka, że być może są z tej samej grupy...
Są osoby stojące przy piekarniach i proszące o coś do jedzenia. Są tacy, co proszą o pieniądze, albo o papierosa. Są tacy, którzy po prostu siedzą zgarbieni gdzieś na chodniku z wystawioną przed siebie miseczką... Różnie się też zachowują. Podszedł do nas kiedyś mężczyzna mówiąc Anecie: "Daj papierosa, przecież widzę, że masz, bo palisz". Tak po prostu "Daj". Gdy odmówiła, wyglądał na strasznie wkurzonego i powiedział coś w stylu "Ale jak to mi nie dasz, jak widzę, że masz?". Postawa roszczeniowa. Masz, to się podziel. Ale bywa też, że po prostu PROSZĄ. Albo nawet nie to. STOJĄ, albo SIEDZĄ. Nic więcej. Czekają.
Ciężki temat. Tutaj, w stolicy z jednej strony wydaje się, że ten problem nie jest aż tak wielki. To ogromne miasto, pełne pięknych nowoczesnych budynków, restauracji, galerii handlowych, modnie i nowocześnie ubranych ludzi, młodych z gadżetami... 70% dzieci w szkole, w której uczymy ma smartfony nowocześniejsze od mojego... A jednocześnie chyba z tego powodu ta bieda, którą się widuje na ulicach uderza jeszcze bardziej. Jest jednak coś, co poniekąd podnosi mnie na duchu.
Nigdy, nigdzie nie widziałam tylu osób, które by rzeczywiście pomagały. I nawet nie, że dają pieniądze. Tacy też się zdarzają, fakt. Ale wielokrotnie widziałam ludzi kupujących dodatkowy chleb, albo drożdżówkę w piekarni. I żebraków, którzy po dostaniu takiego daru znikali bez śladu. Z wyrazem wdzięczności na twarzy.
Rumunia bogata nie jest. Może w stolicy ludziom generalnie wiedzie się lepiej, ale z tego co wiemy, pensje tutaj szału nie robią. Ludzie często pracują na dwa etaty, żeby wyrobić się choćby z utrzymaniem. Może właśnie to sprawia, że chcą pomóc tym, którzy najwyraźniej mają jeszcze gorzej. Myślę, że często nie jest łatwo zdecydować, że komuś coś damy, zwłaszcza jeśli chodzi o "niepewną" pomoc- no bo nie wiemy, czy ta osoba rzeczywiście potrzebuje pomocy i tak dalej... A jednak, mam poczucie, że tutaj tego wahania jest znacznie mniej... I to naprawdę napawa mnie mocnym optymizmem :)
To strasznie trudny temat. Nigdy nie wiem jak się mam zachować, jak ktoś nawet w Krakowie podchodzi i prosi o pieniądze czy jedzenie. Jest taka kobieta na Grodzkiej koło Żabki czy Kefirka, nie pamiętam już jaki tam jest spożywczak i nagabuje ludzi, żeby jej coś kupili. Ja jej kiedyś mówię, że ok, mogę jej coś kupić, tylko co potrzebuje? A ona mi wyskakuje z listą: 3 kostki masła, chleb, śmietanę, konserwę, jeszcze coś. Mi się zrobiło głupio, bo miała gotową listę. Zdecydowałam się jej kupić te artykuły, wychodząc ze sklepu, mówię jej, że nie było czegoś i że tylko 2 kostki masła kupiłam, bo mnie nie stać, a ona coś się pokrzywiła "że przecież mówiła, że 3 kostki", wzięła siatkę i ani dziękuję ani pocałuj się w dupę. Strasznie mnie to sfrustrowało. Na pewno inna skala jest zjawiska w różnych krajach. Mnie najbardziej zaskoczyło Rio. Oczywiście, mówi się, że bieda w Ameryce Południowej i ubóstwo. Ale tylu ludzi mieszkających na ulicach, na przystankach, dworcach, mających swoje kartony czy deski z dykty w kontraście z nowoczesnymi ulicami, wieżowcami czy plażą pełną turystów...no nie byłam sobie w stanie tego wcześniej nawet wyobrazić. Klimat w Rumunii pewnie jest podobny jak w Polsce, więc trudno o ludzi mieszkających rzeczywiście pod mostami, ale skala zjawiska brzmi z Twojego postu na większą niż tutaj... jak się zachować...? Jak pomóc... nie wiem. Przerażający ten tekst o mafii i dzieciach żebraków. Czytałam go wcześniej i tkwi mi w pamięci boleśnie.
OdpowiedzUsuń